Parki narodowe i rezerwaty przyrody powinny być z definicji miejscami wolnymi od zanieczyszczeń, w tym od zanieczyszczenia hałasem. Czy i w jakim stopniu rzeczywiście są, to już osobna historia. Tej kwestii, a także potrzebie ciszy w naturze i szkodom jakie przynosi hałas przyjrzeli się dziennikarze kwartalnika “Tatry”. Temat przewodnim numeru 89 to właśnie “Cisza”.
Ludzie chorzy od hałasu, poszkodowani przez hałas szczególnie łakną ciszy. Potrzebna jest nam wszystkim, gdyż bez niej nie dochodzi do prawidłowej regeneracji organizmu, jednak to właśnie ci ludzie, którzy przez hałas stracili zdrowie najbardziej szukają przestrzeni, gdzie mogą być wreszcie bezpieczni, wolni od niechcianych odgłosów. Parki narodowe, rezerwaty, uroczyska, to miejsca, które jako pierwsze przychodzą na myśl, gdy zastanawiamy się nad tym, dokąd wyruszyć po ciszę. Bo tak naprawdę gdzie, jeśli nie tam? Tym większe jest rozczarowanie, gdy na miejscu okazuje się, że tam jednak też nie.
Z rejonu Podhala napływa do naszej redakcji szczególnie dużo skarg i próśb o pomoc w walce z hałasem: Zakopane jako impreza, która nigdy się nie kończy, quady i crossy w każdym lesie, także na terenach chronionych, dudniąca i trąbiąca karuzela pod samym szpitalem, wystrzałowe rury i drifty na ulicach nocami, hałas wszechobecnych budów prowadzonych jak komu podyktuje fantazja, muzyka dudniąca z przenośnych głośników wszędzie, inna muzyka dudniąca z głośników zainstalowanych na restauracjach, pubach, klubach, sklepach, budach z pamiątkami, wielodniowe imprezy z potężnym nagłośnieniem i najnowszy temat: wystrzały z broni palnej słyszalne na Gubałówce, na deptaku dla turystów. Bo przecież plenerowa strzelnica, to dokładnie to źródło hałasu, którego jeszcze brakowało w pobliskim lesie!
Cały ten jarmark coraz bardziej napiera na Tatrzański Park Narodowy, wlewa się do niego razem z podchmielonymi turystami, z których wielu traktuje szlaki jak przedłużenie Krupówek. Zresztą nie potrzeba do tego nawet specjalnej wyobraźni: cała Polana Siwa u wylotu Doliny Chochołowskiej już stała się hałaśliwym bazarem. Żeby dojść w dalsze partie gór trzeba minąć kramy z pluszakami z kreskówek, kożuchami, kierpcami, brelokami i co tam jeszcze jest turyście spontanicznie potrzebne na szlaku, budy z piwem i grillowanymi kiełbasami, park linowy, trampoliny, lody, gofry, frytki – a z każdej budy i zagrody gra inna muzyka: tu popularne radio, tam przeboje dance, obok disco-polo, jeszcze dalej szlagiery mające przedstawiać turystyczne wyobrażenie o muzyce góralskiej, koniecznie z dużą ilością basów. Całość tworzy odrażającą kakofonię, a najbardziej przeraża fakt, że wszystko to pojawiło się bardzo szybko i jeszcze szybciej się pleni. Ze swojego własnego życia, a nie trwa ono jak na razie zbyt długo, pamiętam to miejsce w stanie, gdy żadnej z tych wątpliwych atrakcji tam nie było. Hałas kończył się razem z zamknięciem drzwi od busa dowożącego przyjezdnych do Kościeliska. Kilka kroków od drogi i już go nie było.
Mając to wszystko na względzie niezwykle zaciekawiło mnie, co o ciszy i hałasie postanowili opowiedzieć czytelnikom dziennikarze kwartalnika “Tatry”, ludzie profesjonalnie zajmujący się górami przez pryzmat różnych profesji i związanych z nimi perspektyw. “Cisza” – temat przewodni numeru 89 obejmuje osiem artykułów, ale powiązane wątki znajdują się także w innych tekstach. Najwięcej miejsca poświęcono kwestii wpływu hałasu na zwierzęta. Chociaż, jak stwierdza Tomasz Zwijacz-Kozica w tekście “Dźwięki, które atakują” w Tatrach badań poświęconych wpływowi hałasu na zwierzęta dotąd nie prowadzono, to liczba prac naukowych w tej materii, prowadzonych na świecie przez cały wiek XX wątpliwości co do takiego wpływu nie pozostawia. Sam autor omawia kilka interesujących zagranicznych eksperymentów terenowych, na przykład przeprowadzone w Wyoming, w Górach Skalistych badanie mające ocenić wpływ hałasu rekreacyjnego na kilka gatunków ssaków czy inne obserwacje reakcji dzikich zwierząt na doroczny, trwający przez tydzień zlot motocyklistów, także w Górach Skalistych.
Jeszcze więcej na ten temat dodaje dr Andrzej Kruszewicz w rozmowie z Grzegorzem Kaplą, w której to panowie po kolei omawiają relacje różnych gatunków zwierząt z ciszą i hałasem, o czym bowiem należy pamiętać, świat natury wcale nie jest obiektywnie cichy, ale istnieje ogromna różnica pomiędzy dźwiękami pochodzącymi z natury i antropogenicznymi, które weń ingerują. Świetnym przykładem jest wzmiankowany przez panów hałas dżungli, gdzie różnorodność i natężenie dźwięków jest ogromne, przy czym zwierzęta, aby wyłapywać znaczenia zawarte w generowanych przez siebie dźwiękach, muszą je – co oczywiste – słyszeć. Z czym bywa problem, jeśli na dany teren wkracza hałaśliwy człowiek, jego maszyny i urządzenia, dźwięki rozrywki lub dowolne inne, mające dominujący nad otoczeniem charakter.
Wracając do tekstu “Dźwięki, które atakują” Tomasza Zwijacza-Kozicy, na terenie Tatr mamy do czynienia z takimi właśnie dominującymi sygnałami dźwiękowymi. Autor wymienia pośród nich na przykład hałas śmigłowca ratowniczego, inwestycje budowlane, fajerwerki, ale też imprezy masowe odbywające się w Zakopanem. O czym nie pisze, lecz dodam to od siebie: jak bardzo szkodliwa dla słuchu uczestników musi być impreza tak głośna, że z miasta słychać ją aż na tereny górskie? I kiedy wreszcie zaczniemy publicznie mówić o tym, że pierwszymi ofiarami takiego hałasu są niczego nieświadomi ludzie, nie przypuszczający nawet, że wybierają się z dziećmi, z całymi rodzinami na zabawę, z której mają duże szanse wrócić z trwale uszkodzonym zdrowiem?
Odchodząc od czysto fizjologicznego wpływu hałasu na organizmy żywe, wspaniale napisał o psychologicznej i duchowej potrzebie ciszy Jacek Zięba-Jasiński w tekście “Cisza wodogrzmotów”. Autor zwraca w nim uwagę na to, iż cisza jest przestrzenią przepełnioną znaczeniami i chociaż jej symbolika bywa pełna sprzeczności, to właśnie w ciszy kiełkują rzeczy ważne. Przypomina iż problemy z hałasem nie są nowością, a próby radzenia sobie z nimi sięgają starożytności, a ponadto zwraca uwagę na rzecz bardzo ważną: kontekst przymusowości wysłuchiwania hałasów podnoszony już przez Witolda Lutosławskiego. Co możemy sobie dopowiedzieć sami – po latach od momentu, gdy słynny kompozytor zainicjował w Radzie Muzycznej UNESCO przyjęcie ustawy potępiającej nadużywanie muzyki w miejscach publicznych i prywatnych, jako naruszenie prawa człowieka do spokoju i ciszy, przymus ten wzniósł się na niewyobrażalny w 1969 roku poziom, z uwagi na rozpowszechnienie się, najbardziej w ostatnich kilku latach, przenośnych, osobistych urządzeń grających o coraz większej mocy. Dziś głośniki o takiej mocy, jakimi przed laty dysponowała przeciętna szkoła podstawowa organizując uczniom zabawy taneczne, każdy może mieć w kieszeni. Wynikające z tego problemy pchają ludzi do poszukiwania obszarów wolnych od hałasu – na przykład w górach, tyle że głośniki te, razem z właścicielami, także na szlaki trafiają coraz częściej.
Być może otoczeniem jeszcze przez pewien czas wolnym od hałasu pozostaną jaskinie. O ich kojącej ciszy pisze Maria Król w krótkim tekście “Mikroświaty”, uzmysławiając jaką ulgą i przyjemnością jest schowanie się w niedostępnej dla większości osób gmatwaninie podziemnych korytarzy. By tam się dostać potrzeba specjalnych umiejętności, wysiłku, sprawności, odwagi, dlatego pod ziemią wciąż istnieje bariera, która w odniesieniu do turystyki górskiej została już przełamana. Niegdyś wyjście w Tatry też było wymagającym przedsięwzięciem, na które decydowali się nieliczni. Wiało halnym i grozą. Halnym wieje nadal, ale grozą już nie. Alejki, podesty, ławeczki, tu klozecik, tam budka z lodami, cała ta wygodna infrastruktura dająca (złudne niekiedy) poczucie dostępności, sprzęt turystyczny dostępny w każdym sklepie, pchnęły w góry ludzi, którzy jeszcze kilka czy kilkanaście lat temu nie spełzliby z kanapy po to, żeby pójść na Giewont. W klapkach lub bez. Pozostańmy z nadzieją, że do jaskiń nie wpełzną, pozostawiając je dla tych, którzy chcą i potrafią uszanować panującą w nich ciszę.
Byłoby też dobrze, gdyby cisza zachowała się w przestworzach. O znaczącym wpływie hałasu na ptaki napisał Stanisław Broński w tekście “Kiedy ptaki pragną ciszy”. Zagadnienia omawiane w tym artykule dla wielu osób mogą zabrzmieć znajomo, ponieważ autor podnosi między innymi powszechnie znany problem impulsowego hałasu fajerwerków, silnie oddziałującego na ptaki, przy czym autor sięga głębiej – wyjaśnia jak to działa, że pewne siedliska łatwiej niż inne podlegają presji akustycznej i jak hałas przekłada się na zmniejszanie się liczebności gatunków. Klarowne omówienie tego tematu przemawia do wyobraźni: czy naprawdę dla kilku minut szkodliwej, także dla ludzkiego zdrowia, zabawy warto powodować tyle krzywd w naturze?
A na koniec jeszcze dwa teksty – dwie odmienne, nietypowe perspektywy myślenia o ciszy: góry z punktu widzenia osoby niesłyszącej, rozprawienie się z mitem iż głusi żyją w całkowitej ciszy, sposoby na obcowanie z przyrodą ze strony ludzi mających ograniczony dostęp do świata dźwięków – to wszystko w tekście “Góry w ciszy” Agnieszki Majnusz. Natomiast w artykule “Cisza w toponimii Tatr” Agnieszki Jurczyńskiej-Kłosok same ciekawostki znane przede wszystkim badaczom nazewnictwa geograficznego. Autorka objaśnia czytelnikom, w których tatrzańskich nazwach znajduje odzwierciedlenie ludzkie pragnienie doświadczania ciszy. Jak się okazuje wcale nie ma ich tak wiele, jak moglibyśmy przypuszczać. Jak konkluduje Agnieszka Jurczyńska-Kłosok: “Wniosek jest zaskakujący: choć wielu z nas idzie w góry, aby odetchnąć od zgiełku życia w dolinach, nie znajduje to wyraźnego odzwierciedlenia w polskim nazewnictwie Tatr”. Kto wie czy nie dlatego iż w czasach, gdy nazwy te nadawano, cisza była powszechną oczywistością, a nie elementem godnym szczególnego wyróżnienia.