Przejdź do treści
o nas

Czeski hałas

Rząd Republiki Czeskiej „poradził sobie” z narastającym w kraju hałasem tak samo jak niegdyś polski – podnosząc normy. Protestów obywateli przeciwko tej zmianie nie poparło nawet Ministerstwo Zdrowia mętnie tłumacząc, że są one koniecznym wynikiem złożonych rozważań na temat zysków, ryzyka i kosztów społecznych.

W 2019 roku okazało się, że jest źle. Czeskie Ministerstwo Zdrowia opublikowało raport na temat narażenia mieszkańców tego kraju na hałas, z którego wynikało, że 1,5 miliona obywateli z populacji liczącej 10 milionów żyje w warunkach akustycznie szkodliwych, przekraczających znacząco ówczesne normy hałasu wynoszące odpowiednio 60 dB za dnia i 50 dB w nocy. Udostępniona wówczas infografika „Otoczeni hałasem” szeroko rozeszła się wśród Czechów podnosząc jeszcze – i tak niemałą w tym narodzie – świadomość na temat skali problemu.

O tym, że świadomość ta była niemała już wówczas świadczyły liczne akcje protestacyjne i pisma słane przez duże zbiorowości lokalne do zarządców dróg i kolei w sprawie niwelowania szkodliwych skutków hałasu, o których na bieżąco donosiły lokalne i ogólnokrajowe media. I, co z perspektywy polskiej może dziwić albo wręcz budzić zazdrość, roszczenia te były przyjmowane ze zrozumieniem i spotykały się z adekwatną reakcją. Na przykład w postaci bezpłatnej wymiany okien na dźwiękoszczelne wszystkim mieszkańcom osiedla, którzy narażeni byli na ponadnormatywny hałas z drogi i zgłosili ten fakt Dyrekcji Dróg i Autostrad Republiki Czeskiej. Do środków zaradczych należała też redukcja liczby pasów ruchu czyli w praktyce najczęściej zwężanie do jednego, co pomagało ukrócić ekscesy w postaci szybkiej i co za tym idzie – głośnej jazdy, zamiana dróg dwukierunkowych na jednokierunkowe, wymienianie asfaltu na cichy, montaż ekranów akustycznych tam, gdzie powyższe środki zaradcze były niemożliwe albo – w ostateczności – budowa obwodnic. Co więcej, w przypadku nowo budowanych obiektów transportowych – tak dróg jak i torowisk – w ogóle nie dało się uzyskać zgody na ich udostępnienie do użytkowania w przypadku jeśli nie spełniały przepisów co do dopuszczalnych poziomów hałasu, możliwych do prognozowania na podstawie komputerowego modelowania akustycznego.

Pomimo takiego podejścia do zarządzania hałasem w środowisku i ogromnych wydatków jakie się z tym wiązały, efekty i tak były niezadowalające, o czym nie przestawały wspominać media. W czeskiej prasie jest masę artykułów wytykających władzy niedostateczne starania w sprawie ochrony obywateli przed hałasem. Marek Illiaš, rzecznik prasowy Zarządu Kolei wielokrotnie tłumaczył się dziennikarzom z tego, że kolej inwestuje miliony koron w wymianę okien w domach i blokach znajdujących się przy torowiskach, a dziennikarze i tak nie odpuszczali, twierdząc że to za mało. Rządowi, względem całościowej polityki radzenia sobie z hałasem, wytykali fakt, że jeśli pracodawca narazi pracowników na ponadnormatywny hałas, to zostanie ukarany sowitą grzywną, ale jeśli władze narażają miliony obywateli na życie w hałasie podobnym do tego w fabryce, to nic się nie dzieje.

Raport z 2019 roku miał więc stać się podstawą dla adekwatnych ministerstw do opracowania działań zaradczych w ochronie Czechów przed hałasem w tych obszarach, które tego wymagały. Ale tak się nie stało – zdarzyło się coś skrajnie odwrotnego. Zamiast wdrożyć jeszcze skuteczniejsze i zakrojone na szerszą skalę środki zaradcze rząd czeski sięgnął po genialną w swej prostocie metodę rodem z Polski: wystarczy podnieść normy i problem ich przekraczania z dnia na dzień zniknie bez wydawania choćby jednej korony.

Nowe rozporządzenie na temat „ochrony zdrowia przed niekorzystnym wpływem hałasu i wibracji” podnoszące dopuszczalne poziomy hałasu o minimum 8 a maksymalnie 13 decybeli względem poprzednich wartości zostało przyjęte przez rząd 7 grudnia 2022 roku, a jego zapisy miały być wprowadzone w życie z dniem 1 lipca 2023. Obywatele zabrali się za organizację protestów, a w mediach zawrzało. Na łamach prasy wypowiadali się lekarze i pielęgniarki zwracając uwagę na to, że długotrwałe narażanie organizmu na hałas na poziomie 55 dB stwarza realne zagrożenie dla zdrowia. W tym punkcie warto się zatrzymać o tyle, że w Polsce, w różnych kontekstach, swobodnie mówi się o 80 dB jako o poziomie zagrażającym zdrowiu. Czescy lekarze, przynajmniej ci, którzy wypowiadali się w mediach, ustawili tę poprzeczkę znacząco niżej, przypominając, jako oczywisty fakt, że hałas silnie wpływa na rozwój chorób serca i układu krążenia, a także zaburza metabolizm u części osób prowadząc na przykład do rozwoju cukrzycy. Mając to na względzie obywatele mieli nadzieję na odsiecz ze strony Ministerstwa Zdrowia, które przecież jeszcze nie tak dawno temu opracowało wspomniany raport mający prowadzić do poprawy sytuacji, a nie do jej pogorszenia. Jednak, wbrew oczekiwaniom społeczeństwa, ta odsiecz nie nadeszła.

Ministerstwo Zdrowia nie zaprzeczało, że skargi i prośby o pomoc od obywateli nadchodziły masowo, ale nie zrobiło nic, poza wydaniem ogólnodostępnej broszury ujmującej przykładowe pytania obywateli odnośnie do podniesienia norm hałasu i równie przykładowe, w każdym przypadku mętne i wymijające, odpowiedzi pracowników ministerstwa.

Przykładowo obywatel pytał: „Chcę uzyskać potwierdzenie, że wybrany limit hałasu na poziomie 68/58 dB nie zagraża zdrowiu osób tu mieszkających i środowisku. Prawo nakazuje, aby było to udowodnione na podstawie najnowszej wiedzy naukowej. Czy mogę otrzymać te dowody naukowe, publikację, datę jej wydania, badanie akustyczne lub odnośnik do odpowiedniej opinii, która potwierdzi, że ustalony poziom hałasu w środowisku nie będzie miał poważnych skutków dla środowiska, życia ludzkiego lub długości życia, tak aby mógł zgodnie z obowiązującym prawem wejść w życie?”

A Ministerstwo Zdrowia odpowiedziało: „Ustalone limity nie są wyłącznie kwestią naukową. Krytyczne limity szkodliwych czynników środowiskowych, w tym hałasu, nie mogą być ustalane wyłącznie na podstawie wyników badań naukowych. Są one wynikiem decyzji politycznych i społecznych, zależnych od systemu priorytetów różnych grup interesów. Wartości graniczne są aktem normatywnym, który powstaje w wyniku kompleksowej analizy społecznych korzyści, ryzyka i kosztów. W tym procesie należy ustalić ogólne standardy akceptowalnego ryzyka, które mogą się zmieniać w zależności od oceny ogólnych kosztów i korzyści. Decyzja o ustaleniu limitu w ramach procesu normatywnego opiera się częściowo na podstawach naukowych (takich jak zalecenia Światowej Organizacji Zdrowia), ale uwzględnia również ograniczenia ekonomiczne i konieczność pogodzenia różnych interesów w społeczeństwie.”

I tak dalej, w przypadku wszystkich kolejnych pytań dokładnie w tym samym duchu. Ministerstwo Zdrowia uspokajało też zaniepokojonych, iż podniesienie norm hałasu nie oznacza, że wzrośnie hałas, więc nie nie mają się czym martwić. Nie dodawało jednak przezornie iż, owszem, hałas zostanie dokładnie taki sam, jaki był, ale znacznie mniejszej grupie osób będzie przysługiwać ochrona przed nim finansowana z państwowych środków.

Niemniej obywatele bez żadnych podpowiedzi sami zwrócili uwagę na to, że państwo wykonało sprytny manewr przenoszący koszty ochrony przed hałasem z publicznego budżetu na samych obywateli. Pojawiły się w tej sprawie nawet sarkastyczne komentarze: „W takim razie podnieśmy też wartość temperatury 37°C u chorego człowieka do 47°C, twierdząc, że znacznie obniży to koszty opieki zdrowotnej, które będą łatwiejsze do sfinansowania.” Jaka odpowiedź padła tym razem? Ministerstwo wykręciło się od konkretów podkreślając, że we wszystkich krajach europejskich dopuszczalne poziomy hałasu ustawione są wysoko i ponownie wróciło do głównego wątku: nowe czeskie normy są wynikiem kompromisu pomiędzy tym co mogłoby być dobre dla zdrowia, a tym co jest niezbędne dla osiągnięcia innych korzyści, na przykład sprawnego transportu towarów drogami i liniami kolejowymi. Odpowiedzi te są więc w swojej prostocie brutalne i nie pozostawiające złudzeń na temat tego co się liczy: pieniądze. Kasa ma się zgadzać, a jeśli przy tym jakaś część populacji ucierpi to trudno. To akurat dobrze znamy z polskiego podwórka.

Istotna różnica polega na tym, że czeskie społeczeństwo wydaje się bardzo dobrze rozumieć dysproporcję pomiędzy małą grupą czerpiącą zyski, a dużą grupą ponoszącą szkody. Liczba artykułów o osobach i społecznościach walczących z hałasem wskazuje na to, że filantropia polegająca na składaniu własnego zdrowia w ofierze dla przedsiębiorców i inwestorów chcących hałasować w imię swoich finansowych zysków, jest w Czechach znacznie mniej popularna niż w Polsce. Okaże się z czasem czy to doprowadzi do wypracowania rozwiązań, które moglibyśmy podpatrzeć.

1 komentarz do “Czeski hałas”

  1. Po złagodzeniu norm hałasu przeciętny poziom hałasu w otoczeniu może się zwiększać. Jeśli nowe źródła hałasu będą miały mniejsze ograniczenia to w dłuższej perspektywie hałas z nowych źródeł będzie coraz większy. Tak dzieje się u nas. Skoro większy hałas drogowy stał się legalny nie ma powodu, by ograniczać hałas do poziomu dawnych surowych norm.

    1

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *